Totalna ekstaza i zupełne szaleństwo, po którym trudno ochłonąć - tak panie oceniają występy polskich Chippendales. Podobnie było w sobotnią noc w klubie "Viva" w Hrubieszowie, podczas występu grupy "Bad Boys". "Bad Boys" (z ang. - "Niegrzeczni chłopcy") to profesjonalny zespół tancerzy erotycznych. Trzy godziny przed ich występem wszystkie stoliki przy barze w "Vivie" były zajęte. Większość miejsc zarezerwowały przedstawicielki płci pięknej. Tylko nieliczne przyszły w męskim towarzystwie. Wiek: od osiemnastki w górę, kobiet powyżej lat trzydziestu nie było na sali. - Dla panów organizowaliśmy wybory miss mokrego podkoszulka, walki dziewczyn w kisielu. Teraz przyszła kolej na panie. Gdy podczas klubowych dyskotek zapowiadaliśmy przyjazd polskich Chippendalesów, panie piszczały i krzyczały z aplauzem - wspomina Paweł Ciołko, menedżer "Viva Club". Anka z Warszawy przyjechała do Hrubieszowa do rodziny. Miała szczęście, jej ostatniej udało się znaleźć wolny stolik. Na występ "Bad Boys" przyszła w towarzystwie koleżanki i kolegi. - Nie udało mi się zobaczyć ich w Warszawie, skorzystałam z okazji w Hrubieszowie. Mam nadzieję, że to będzie ekscytujący spektakl - uśmiecha się dziewczyna. Tuż po 22 przez salę w klubie przemyka trzech facetów obładowanych wielkimi torbami podróżnymi. Panie bez trudu odgadują, że to tancerze. Trzech przystojniaków witają okrzykami zachwytu. Goście błyskawicznie znikają za drzwiami garderoby. Potrzebują prysznica i chwili wytchnienia po kilkugodzinnej podróży. - Zażyczyli sobie tylko zimnych napojów. Jak na gwiazdy, są niezbyt wymagający - ocenia menedżer "Vivy". Chłopcy jak z bajki "Bad Boys" byli uczestnikami telewizyjnego programu "Sextet". "W przeciwieństwie do innych, podobnych grup, duży nacisk kładziemy na solidne show. Szybką rozbierankę zostawiamy innym" - tak grupa się reklamuje w Internecie. Zwykle tańczą we czterech. Na występ do Hrubieszowa nie przyjechał założyciel grupy i menedżer, Dawid Ozdoba. Robert ma sylwetkę kulturysty. Silne ramiona, pięknie rzeźbiony brzuch. Przez 4 lata trenował lekką atletykę. Blond farba na włosach, na prawym ramieniu tatuaż. Na palcu lewej dłoni lśni srebrna obrączka. Robert w tym roku kończy studium ochroniarskie. Ma 22 lata i pochodzi z Rudy Śląskiej. Jest Ślązakiem, podobnie jak Tomek (26 lat) i 22-letni Damian, który studiuje na III roku Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach. Razem pracują od dwóch lat. Tomek ma kruczoczarne włosy, wymodelowane nabłyszczającym woskiem. Ma także ujmujący uśmiech. Pierwszy raz wystąpił w jednym z nocnych klubów w Katowicach. Miał wtedy 21 lat i był studentem pierwszego roku prawa na Uniwersytecie Śląskim. Potem porzucił studia. - Życie tego wymagało - tłumaczy lakonicznie. Damian ma blond loki, dziecięce rysy twarzy i wspaniałą, męską sylwetkę. - Wygląd jest bardzo ważny. Facet musi mieć ładne ciało i powinien o nie dbać. Takich mężczyzn lubią kobiety, a przecież to dla nich tańczymy. Do tego konieczne jest minimum umiejętności tanecznych - podkreśla Damian. To on wymyśla układy choreograficzne dla siebie i kolegów z grupy. - Nie wystarczy być przystojnym. Tancerz musi znakomicie tańczyć i świetnie się poruszać. Wszystko musi grać: ciało, charakter i umysł. Najważniejsza jest jednak kultura, bo inaczej występy staną się niesmaczne - uzupełnia. - Spośród naszej trójki Tomek tańczy najdłużej. Damiana trudno było namówić do wspólnych występów. Długo się zasłaniał studiami i pracą w fitness - klubie, gdzie jest instruktorem. W końcu się zdecydował - opowiada Robert. On traktuje taniec erotyczny jako jeden ze sposobów na zdobycie pieniędzy. - To, co robimy, daje nam jednak nie tylko pieniądze. Mamy z tego także sporo przyjemności - mówią jego koledzy. - Nie robimy zwykłego striptizu - podkreśla Robert. - Tańczymy rozbierając się, a nie rozbieramy się tańcząc. Inteligentni ludzie potrafią stworzyć prawdziwe show, tak, aby nie polegało ono jedynie na pokazywaniu ciała. To show, a nie striptiz Na parkiecie w hrubieszowskiej "Vivie" tańczy około stu osób, głównie panie. Drugie tyle siedzi przy stolikach. - Wszystkich mężów, chłopców i kolegów zapraszamy do baru. Na sali tanecznej pozostają tylko panie! - ogłasza tuż przed północą didżej prowadzący dyskotekę. Pisk i gwizdy odprowadzają panów do baru. Na sali miasto kobiet. Panie tworzą wielki krąg - scenę dla trójki "Niegrzecznych chłopców". Niektóre z pań czekają uzbrojone w cyfrówki, inne trzymają w pogotowiu telefony komórkowe. Z głośników sączy się piosenka Erosa Ramazotti. Temperatura rośnie. Coraz głośniejsze oklaski mają zachęcić tancerzy do wyjścia. W środku kobiecego kręgu pojawia się przystojny kelner. Zgrabne, kocie ruchy, pod czarną kamizelką muskularne ciało. Na tacy niesie drinka, proponuje go kilku paniom. Widać, że są spięte i brakuje im odwagi. Kelner odkłada tacę i tańczy. Parę zmysłowych ruchów i wyciąga z tłumu szczupłą blondynkę. Krąży wokół niej, dotyka jej bioder. Razem tańczą w gorących, latynoskich rytmach. Na chwilę gaśnie muzyka, zaciął się odtwarzacz. Tancerz nie traci zimnej krwi. Kolejną wybrankę sadowi na krześle. Muzyka znowu rozbrzmiewa, a kelner siada okrakiem nad udami wybranki, jego biodra swawolnie kręcą się w rytm samby. Tłum pań piszczy z zachwytu. Tancerz pomaga dziewczynie zdjąć swoją kamizelkę. Inna ściąga mu spodnie. Po chwili jest już tylko w opiętych bokserkach i w butach z długimi cholewami. Kolejną wybrankę zarzuca sobie na biodra, ona oplata go nogami i ramionami. Przez chwilę razem rytmicznie podrygują. Widownia reaguje piskiem i gwizdami. Jeszcze tylko ukłon i nagi kelner znika w garderobie. Panie klaszczą, gwiżdżą i wrzeszczą z zachwytu. Didżej podkręca atmosferę: - Może na tym skończymy? Salą wstrząsa świdrujące w uszach: nieeeeee! Niegrzeczni chłopcy rozpalają grzeczne dziewczynki Gdy na scenie pojawiają się dwaj tancerze, kobiecy krąg wokół nich zacieśnia się. Jeden jest przebrany za marynarza, drugi za pilota. Wykonują niewiarygodne salta i podskoki. Po kilku taktach piosenki Tiny Turner na krzesłach lądują dwie panie. Mundurowi rozpoczynają wokół nich taniec - rozbieraniec. Marynarz i pilot rozbierają się bardzo powoli, czym doprowadzają widownię do euforii. Chłopcy pozwalają kilku paniom dotknąć swoich nagich torsów. Kolejna zmiana wybranek. Nieśmiałość pań wyparowała jak kamfora. Marynarz i pilot tańczą na krzesłach. Na sobie mają tylko stringi. Las rąk próbuje dotknąć ich muskularnych ciał. Niektóre panie szarpią za skąpy przyodziewek tancerzy. Oni delikatnie odpierają próby pozbawienia ich resztek odzieży. Gdy znikają w garderobie, po sali niesie się jęk zawodu. - Ten marynarz świetnie tańczył i ładnie pachniał - z wypiekami na twarzy opowiada 20-letnia Marzena. - No i jego ciało było bardzo przyjemne w dotyku - chichocze. "Niegrzeczni chłopcy" wrócą na scenę za pół godziny. Z baru wracają panowie. Przed drugim występem znacznie trudniej będzie ich tam ponownie wyprosić. - Też chcę obejrzeć jak tańczą. Poza tym przyszedłem tu z dziewczyną i wolę ją mieć na oku - tłumaczy Adrian. Obok Adriana kilku mężczyzn z puszkami piwa w ręku, niby od niechcenia, przygląda się występowi z dalszej odległości. - Oczywiście, że spotykamy się z docinkami ze strony facetów - mówi jeden z tancerzy. - Gdybyśmy się stawiali, prowadziłoby to do awantury. Po prostu olewamy takie zaczepki. Wiemy, że jesteśmy normalnymi facetami. Uczymy się, trenujemy, chodzimy na imprezy, oglądamy się za dziewczynami. Czasem jednak się zdarza, że nie wszystko można załatwić spokojem i różnie bywa. - Z naszej strony paniom nic nie grozi. Jeden z podstawowych wymogów w tej branży, to zero seksu w czasie pracy. Facet, który puszcza swoją kobietę na nasz występ musi mieć pewność, że nic się jej nie stanie. Nawet jeśli napalona panienka przesadzi, to my nie możemy korzystać z takiej okazji - dodaje Tomek. - Nie jest jednak łatwo, gdy widzisz jak inny facet obściskuje twoją dziewczynę - dorzuca Adrian. Zabawa w doktora Tłumek podekscytowanych pań gromadzi się przy podeście pod wielkim wentylatorem. Na scenę wbiega pierwszy tancerz. Jest przebrany za rockersa. Ma na sobie czarnym skórzany strój i kremowy kaszkiet. Po kilku minutach zmysłowego tańca zostały na nim jedynie kuse czerwone majteczki. Ochroniarze dyskretnie zbierają z podłogi części jego garderoby. Panie otoczyły tancerza zwartym pierścieniem. Rwą się do rozsmarowywania olejku na jego ciele. Puściły ostatnie hamulce. Niektóre krzyczą wprost: zrzucaj majtki! Tancerz owija się ręcznikiem, a spod niego wyjmuje swoje stringi. Macha nimi nad głowami szalejących pań. Zaraz potem na scenę wchodzi seksowny doktor. Kołysze biodrami i wymachuje stetoskopem. Wśród pań szuka kandydatki do przebadania. Kilka pacjentek kolejno ląduje z nim na krześle. Pomagają mu się rozebrać. Medyk zostaje tylko w stringach i ze stetoskopem na szyi. Staje na krześle, tyłem do widowni, w rytm dynamicznej muzyki faluje mięśniami pośladków. Widownia wyje z zachwytu. Koniec badania. - Potrafi tak rozpalić zmysły, że aż trudno ochłonąć - bezwstydnie przyznaje jedna z pań, którą lekarz przebadał na krześle. Pod wiatrakiem pojawia się kruczoczarny, przystojny budowlaniec. W rytmie piosenki "Nie zdejmuj tylko kapelusza" z filmu "9 i pół tygodnia" pozbywa się koszuli. W rozebraniu się z kombinezonu i reszty ubrań pomagają mu panie, które wyciąga kolejno z widowni. Tancerz zostaje w ręczniku przepasanym wokół bioder. Kolejnej wybrance podaje dwie płonące świece i blondynka wylewa mu na tors roztopioną parafinę. Tancerz strzepuje zastygłe ornamenty kilkoma ruchami klatki piersiowej. Dłońmi szatynki wodzi po swoim torsie, brzuchu, aż w końcu zagłębia je pod ręcznikiem. Kobieta jest zupełnie zaskoczona. Widownia piszczy i krzyczy z zachwytu. Kilka pań z niedowierzaniem zatyka dłonią usta. Rozebrany jak do rosołu budowlaniec schodzi ze sceny nagrodzony burzą oklasków. Wystarczy tych rozkoszy - Z założenia nigdy nie rozbieramy się do końca - mówi Robert. - Czasami jednak sytuacja wymknie się spod kontroli i dziewczyny potrafią ściągnąć z nas wszystko. Z tymi najbardziej napalonymi jest spory problem. Już na początku występu próbują zdjąć ze mnie spodnie lub za nic nie chcą zejść ze sceny. - Najciekawiej było, gdy ten przebrany za lekarza ściągnął majtki. Stojącemu obok ochroniarzowi aż szczęka opadła - komentuje brunetka, której udało się dopchać najbliżej sceny. 24-letni Marek z Hrubieszowa nie podziela entuzjazmu swojej dziewczyny: - Już zamówiłem taryfę i wracamy do domu! - jasno stawia sprawę. - Dopiero jest po drugiej, a ma być jeszcze jedno wyjście... - prosi go Agnieszka. - Starczy tych rozkoszy! Pora wracać do domu! - odpowiada i razem wychodzą z klubu. Jak na pracę "Niegrzecznych chłopców" reagują ich dziewczyny? - Trzeba mieć mądrą i inteligentną partnerkę - wyjaśnia Robert. - Ja taką mam i właśnie dzięki temu jesteśmy ze sobą już ponad pięć lat - podkreśla.